środa, 5 sierpnia 2009

Rattawut Lapcharoensap „Nie każ mi tutaj umierać”

Zupełnie na początek tego bloga. Po prostu, bez komentarza zaczynam. O pomyśle, o sobie, o nazwie - kiedy indziej lub przy okazji.

***

"Nie każ mi tutaj umierać". Zbiór opowiadań tajskiego autora, którego nazwiska nie jestem w stanie wymówić. Na obwolucie polski wydawca napisał „Opowiadania z tomu Nie każ… przedstawiają Tajlandię, jakiej nie zobaczymy podczas turystycznych wojaży, kraj widziany od wewnątrz, pełen miłości i ciepła, ale i kulturowych konfliktów, powstających na styku Wschodu z Zachodem.”

I tak młody (choć może już wcale nie tak młody :) ’79) pisarz pokazuje nam świat zarówno egzotyczny dla nas Polaków, jak i bardzo bliski przez uniwersalizm tematów. Świat widziany raz oczami dziecka, raz młodego człowieka, ale też i staruszka, rodzinę, miłość, inicjację nie tylko seksualna, pasje i życiowe tragedie. Świat, który prezentuje nam Lapcharoensap wciąga, jest nam bardzo bliski mimo tysięcy kilometrów jakie dzielą nas od Półwyspu Indochińskiego. Każde kilkunasto, czy kilkudziesięciostronicowe opowiadanie to osobny świat tętniący życiem, pełen kolorów i zapachu.

Tom opowiadań rozpoczyna historia młodego chłopaka - syna opuszczonego przez amerykańskiego sierżanta i tajskiej właścicielki motelu, która o turystach zwykła powtarzać:

„Dupy i słonie. Tylko o to im chodzi… Dajesz im historię, świątynię, pagody, taniec tradycyjny, pływające targowiska, rybne curry, tapiokę, przędzalnie jedwabiu, a oni jak banda dzikusów interesują się tylko ujeżdżaniem słoni i ślinią się na widok dziewczyn, a w przerwach półżywi leżą na plaży i hodują raka skóry”

Dlatego matka nie chce, aby chłopak zakochiwał się i uprawiał seks z cudzoziemkami. Cóż… skoro serce nie sługa. Poza miłosnymi przygodami chłopak ma też najlepszego przyjaciela – świnię o wdzięcznym imieniu Clint Eastwood.

Kolejne opowiadanie „Cafe Lovely” to historia dwóch braci, którym tragicznie zginął ojciec. Matka popada w depresję, a oni tymczasem wchodzą w „dorosłe życie”. Hamburger w amerykańskim barze, jazda na motorze, wąchanie rozpuszczalnika, zapach kobiety – to wszystko smakuje po raz pierwszy tak niesamowicie.

„Anek wszedł do pokoju, rozebrał się do snu i podsunął mi rękę pod nos.
- Założę się, że nie zgadniesz, co to za zapach?
Powąchałem jego palce. Poczułem Asuan – ostrygi smażone w żółtku. Ale coś mi mówiło, że to nie jedzenie.
- Co to?
Anek zachichotał.
- Co to jest, Anek?
- To, mój drogi bracie, jest zapach…. – przyłożył dłoń do twarzy i głośno pociągnął nosem - … raju.

No historia z hamburgerem kończy się akurat dość niefortunnie J

Opowiadanie „Zwiedzanie” jest historią podróży jaką odbywa matka z dorosłym synem, chcąca być może po raz ostatni zobaczyć wschód słońca nad oceanem. Matka bowiem ślepnie, a jej syn ma dylemat – czy zostać i się nią opiekować, czy wyjechać na studia.

Subtelność uczuć rodzinnych przynosi także tytułowe opowiadanie „Nie każ mi tutaj umierać”, którego narratorem jest sparaliżowany wdowiec - Amerykanin. Przyjeżdża on do Bangkoku, gdzie opiekować się nim ma syn wraz z tajską żoną. Mężczyzna źle czuje się w kraju, którego nie zna, wśród obcych – kulturowo, językowo i rasowo – ludzi, nawet jeśli jest to jego najbliższa rodzina – synowa i wnuki. Do tego dochodzi wiek i brak sprawności fizycznej. Ale domowa codzienność i obserwacja życia tej rodziny z bliska powoduje, że zaczyna on rozumieć, że miłość i uczucie bliskości nie ma nic wspólnego z rasą, ani barierami kulturowymi.

„Jack prowadzi Tidę na parkiet. Są jedyną tańcząca parą. Wszyscy na nich patrzą. Wszyscy podnoszą głowy i wpatrują się w mojego syna – wysokiego obcokrajowca – tańczącego z tajską żoną (…) Domyślam się, że biorą Tidę za jakąś prostytutkę i nagle odczuwam dumę z mojego syna i dumę z jego żony, tańczących odważnie na parkiecie. Jestem dumny z mojego syna Jacka, bo przytula żonę, i pojmuję, że ich niełatwa miłość warta jest zachodu. Mówię do siebie: To nasz syn Alice. Twój chłopiec. Nasz synek”

Ostatnie najdłuższe w tym tomie opowiadanie „Koguty” to również historia rodziny. Tym razem ojca, którego największą miłością jest hodowla kogutów i wystawianie ich na walkach, matki, która ciężko pracuje szyjąc staniki i piętnastoletniej córki wchodzącej w dorosłe życie. Życie, które miejscami okazuje się okrutne i bezwzględne.

„Usiadłam przy biurku i zaczęłam uczyć się do egzaminu z trygonometrii. Ale nie mogłam się skoncentrować: kąty proste, przeciwprostokątne, styczne, sinusy i cosinusy wirowały mi przed oczami zupełnie pozbawione znaczenia. Po jakimś kwadransie równania i linie wyglądały jak kolejna zabawa wymyślona przez mężczyzn dla zabicia czasu. Przyszło mi do głowy, że jedyna różnica między walkami kogutów, a czymś takim jak trygonometria, jest różnicą tylko co do stopnia, a nie co do rodzaju. Obie dziedziny były zwykłymi rozrywkami, które miały bawić, grami ze zmiennymi szansami na zwycięstwo.”

Gorąco polecam na koniec wakacji świat opowiadań Rattawuta Lapcharoensap. Mnie wciągnęło tak, że połknęłam te 300 stron bardzo szybko. I dziękuję Justynce, że pożyczyła mi tę książkę.

Opowiadania w tomie:

Farangowie
Cafe Lovely
Pobór
Zwiedzania
Sprzątanie
Kambodżanka Pryscilla
Nie każ mi tutaj umierać
Koguty

Linki:

http://nakanapie.pl/book/397033/rattawut-lapcharoensap-nie-kaz-mi-tutaj-umierac.htm
http://www.literia.pl/5261,Ksiazki_opowiadania-nowele_Nie-kaz-mi-tutaj-umierac.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz