piątek, 18 września 2009

MIŚ 2009 reż. jeden z warszawskich urzędów skarbowych

Ostatnimi czasy niestety zamilkłam. Jest to spowodowane natłokiem zdarzeń, sytuacji, niezbędnych spraw do załatwienia w tzw. realu.

***

Co prawda skończyłam niedawno czytać "Ulicę marzycieli" Roberta McLiama Willsona (powrót do lektury sprzed lat), obejrzałam bardzo wzruszającą biografię Christophera McCandless'a "Into the wild" oraz byłam w warszawskim studiu Film Farat na głośnej sztuce Krzysztofa Warlikowskiego "(A)pollonia" i naprawdę byłoby o czym pisać.

Tymczasem dzisiaj życie przerosło sztukę (tym razem tą kabaretową) i mam głęboką potrzebę podzielenia się pewną historią, jaka spotkała mnie w Urzędzie Skarbowym. Rzadko bywam w tym przybytku i może stąd moje zaskoczenie, tym co stało się moim udziałem.

"Nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobi"

Dzisiaj rano poszłam po zaświadczenie o niezaleganiu z podatkami. Przed drzwiami byłam za dwadzieścia ósma, kolejkę zajęłam sobie pierwsza. Punkt ósma Pan Ochroniarz drzwi otworzył i szturmem ruszyłam do okienka nr 18. Przy okienku niestety Pani urzędniczki jeszcze nie było, więc stałam i cierpliwie czekałam. Tymczasem do okienka obok (zaświadczenia o dochodach) podeszła dziewczyna, wyjęła dowód i mówi "Ja przyszłam do zaświadczenie, miało być na dzisiaj". Urzędniczka spojrzała na nią "Jak na dzisiaj, to na pewno nie ma" - rzekła bez zająknięcia. "A kiedy Pani składała wniosek?" "W zeszły piątek" - dziewczyna była wyjątkowo pokorna, tym bardziej, że urząd ma 7 dni na wydanie takiego zaświadczenia, więc chyba miała prawo go otrzymać, a urząd obowiązek jej wydać. Nigdy nie wiadomo, czy nie przejechała po to pół miasta, albo musiała zwolnić się z pracy. "Nie, nie, na pewno nie ma, Pani przyjdzie we wtorek" - powiedziała Pani z okienka, a dziewczyna opuściła budynek Urzędu. Ja dalej stałam przy swoim pokornie, bo urzędniczka z mojego okienka wciąż się spóźniała. Pani od dochodów wstała, podeszła do pliku dokumentów leżących na szafce obok, zaczęła je przerzucać i mówi pod nosem "Pani X, Pani X (tu padało nazwisko dziewczyny, która dopiero co wyszła) - o jednak jest to zaświadczenie".
Nie mogłam w to uwierzyć, a Pani Urzędniczka nie widząc chyba zza lady mojego dość sporego brzucha, zwróciła się do mnie "Pani biegnie za tą Panią, powie jej żeby wróciła". Odpowiedziałam grzecznie, że niewskazane mi jest w stanie błogosławionym biegać. Na szczęście urzędniczka znalazła na wniosku numer komórki i zadzwoniła do Pani X, a ta zawróciła i zaświadczenie uzyskała.

Pani do mojego okienka też dotarła i wszystko skończyło się happy endem.

2 komentarze:

  1. Nihil novi. Na mnie kiedyś urzędniczka krzyczała, bo inna urzędniczka zrobiła błąd w dowodzie osobistym. I nawet nie chodziło o mój dowód, tylko o żony.
    To inny gatunek pracownika. Może nawet inny gatunek człowieka?

    OdpowiedzUsuń
  2. jakby przyszła z podwawelską od razu by była inna gadka...
    Kasjerka: Pani kierowniczko ! Podwawelska ?! ... Słucham Pana ?!

    a mówiła do Ciebie tak:
    Pomocnik: Pani Krysiu ! Ten facet, co tu był jest potrzebny ! Wyszedł ! Potrzebny jest...
    Pani Krysia (do gońca): Zawołaj tu tego pana, co tu był !!!
    [Goniec stukaw okno i krzyczy]
    Goniec: Eeeeeejjj !!!
    Pani Krysia: No lećże, no !!! Szybciej !!!
    :)

    OdpowiedzUsuń