środa, 9 września 2009

Królowa Tiramisu

Królowa Tiramisu
Bohdan Sławiński, Warszawa 2009

***

W gronie siedmiu finalistów tegorocznej nagrody literackiej Nike znalazła się debiutancka powieść Bohdana Sławińskiego "Królowa Tiramisu". Z krótkich recenzji, jakie mogłam wyczytać na stronie Gazety Wyborczej opis tej książki na tyle mnie zaintrygował, że postanowiłam ją przeczytać.

Tematem tej powieści jest seksualność chłopca (mężczyzny) i jego pierwsza "erotyczna" fascynacja matką, a później już w wieku lat dwudziestukilku miłość do starszej kobiety. Nie jest to temat nowy dla literatury, ale w tej powieści bardzo oryginalnie ujęty. Gównie ze względu na materię językową i wielość znaczeń, jakie są tam zawarte. Powieść Sławińskiego jest bowiem swoistym strumieniem świadomości, gdzie rzeczywistość miesza się ze wspomnieniami, skojarzeniami i wyobrażeniami autora.

Bohater Piotr (lub Piotruś) dojrzewa w małym miasteczku. Słodkie, baśniowe dzieciństwo przerywa mu śmierć ojca i pojawienie się ojczyma - pierwszego rywala, który "odbiera mu" matkę. Później nasz bohater wyjeżdża do stolicy, aby studiować, robić doktorat, pracować. Tam spotyka kobietę - dużo starszą od niego, ale piękną i zadbaną mężatkę, która go pociąga, fascynuje, której pożąda. Kobietę, która bawi się jego uczuciem, a ich relacja nie przynosi mu ukojenia.

Jest to więc powieść zarówno o fascynacji, ale i o niemocy mężczyzny wobec świata kobiet (w tym kontekście bohater Sławińskiego przypomina mi bohatera z filmu The Wall by Pink Floyd).

W fabułę jako paralela do historii Piotra wpleciona jest baśń o Królowej Tiramisu, której królestwo najeżdża Król Żółci, Octu i Goryczy i o wygnanym królewiczu, który pragnie odzyskać ojcowiznę.

Ale właściwie cała ta powieść jest baśnią - współczesną baśnią pełną symboli i archetypów: począwszy od dzieciństwa, symbolu matki i ojca, przemijania i śmierci, symbolu arkadyjskiej natury i bezimiennego miasta, aż po symbol kobiety fatalnej. Język tej powieści to właściwie język poezji, w jej leśmianowskim klimacie. W końcu autor przed napisaniem tej powieści tworzył głównie poezję.

I troszkę tak jak poezja nie jest dla wszystkich, tak i ta powieść może znaleźć wielu przeciwników (znalazłam opinie na jakimś forum, że manieryczna... )
Język jest na tyle gęsty, że trzeba się przez niego przebijać i czytać powoli, kilkakrotnie, szukając ukrytych znaczeń. Rozumiem, że może się komuś po prostu nie chcieć. Ale mi wydaję się, że warto.



A tu taki bardzo leśmianowski fragment:

"Budzę się, szumi deszcz, ziemia pachnie, Julia jeszcze śpi, szczelnie okrywam ja kocem, słucham seplenienia wody, młynów zaokiennej modlitwy. Słyszę w deszczu litanie moje babci, zdrowaś chlupie po kamieniach, szeleszczy po trawach, w źdźbłach, ojcze nasz wlewa się do nor myszy. Pod palcami czuję Julię, jest miękka i ciepła, potem ścianę, okno, dotykam deszczu. Pachnie ziemia i pelargonie, idę przez ogród, ostrożnie, jak kot w mokrej trawie, łapka za łapką, dalej przez łąki, boso, przemoczony, drżący, łąki są soczyście zielone, ja ledwie odrosłem od ziemi, przez zboża, one się chylą, wraz z wiatrem, dochodzę do figurki - madonna ma twarz mojej babci, uśmiecha się, cała z dobroci i zmarszczek, pokazuje mi drogę do domu. (...)"

Linki:
http://bohdanslawinski.blogspot.com/
http://wyborcza.pl/0,81826.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz